"Zawsze wolałam ratować życie niźli je odbierać.
Ale jeśli mój ród wyśle mnie, bym zabijała,
Będę zabijać."
Ale jeśli mój ród wyśle mnie, bym zabijała,
Będę zabijać."
~ Lynn.
Pełna godność tej zarazy brzmi Realynn, Tancerka Ostrzy.
Jednak posiada wiele imion, jeszcze więcej oblicz.
W razie, gdybyś źle zniekształcił jej imię, ona zręcznie przekształci Twój pysk.
Najbardziej trafne formy, za które z pewnością nie zostaniesz brutalnie zbesztany to "Lynn" lub "Dżuma".
Jednak posiada wiele imion, jeszcze więcej oblicz.
W razie, gdybyś źle zniekształcił jej imię, ona zręcznie przekształci Twój pysk.
Najbardziej trafne formy, za które z pewnością nie zostaniesz brutalnie zbesztany to "Lynn" lub "Dżuma".
Wiek jej nie jest rzeczą istotną, zwłaszcza dla Ciebie. Dotkliwie zatopi w Tobie kły, jeśli spytasz.
Potrzeba Ci wiedzieć, że swoje pod skórą ma, a doświadczeniami nabrała karku.
Pochodna od wilka grzywiastego, w formie humanoidalnej mierzy sobie 192 cm. Bez uszu.
Pragnie zająć stanowisko świętej pamięci ojca-oficera, póki co zdobywa zaufanie dowódcy wojsk. A przynajmniej się stara... Zaciska przy tym zęby, do czasu zapewne. Ale nie jest głupia.
Dzika, aczkolwiek nie głupia.
![]() |
Ludzka forma | by Luis Royo. |
Oficjalnie niewiele wiadomo zarówno o jej życiu, jak i o niej samej. To może przytłaczające dla większości ogółu, ale Lynn nie lubi wyjawiać całej prawdy i miewa się w tym całym swoim niepełnomówstwie całkiem dobrze. Do tej pory nie zatonęła w oceanie własnych kłamstw, kłamstewek. Ludzie, koty - nawet wilki! - toczą dysputy i układają legendy poświęcone w pełni tej niebanalnej postaci, będącej niezwykle złożoną w swej prostocie. Trudno jest porównać ją do jakiegokolwiek wzorca, jest bowiem zbiorem przeciwstawnych sobie wartości i zasad. Szpeczą, że postradała rozum w swym umiłowaniu do przelewu krwi. Niestety nie można stwierdzić tego na pewno, nie wypada też wykluczyć.
Jedno tylko jest ze stuprocentową pewnością wiadome. Wyryte gdzieś w głębi skrzących się błękitem nieba oczu: jest nieprzewidywalna. Na co dzień lubi skrywać się za fasadą pozorności. Nic nie zdradzi jej samopoczucia, jeśli ona sama tego nie zapragnie. Pierwej namyśli się dwa razy, co zechce Ci ukazać. Nie czuje się swobodna w niczyim towarzystwie. Jednak i od tej reguły jest wyjątek, a mianowicie głowa wilczego rodu. Tylko jej przypadł zaszczyt ujrzenia Realynn w pełnej krasie, a nie jest ona nijaka. Odrobinę wyobraźni, panie i panowie, z nią nie sposób się nudzić. Do łba wdzierają jej się przeróżne pomysły, rozmaite w skutkach. Zew krwi jednak nigdy nie przesłania zdrowego rozsądku, jeśli takowy panna Lynn w ogóle posiada. Ale taki był, jest i będzie jej wątpliwy urok. Nigdy nie zostanie w pełni przypisana czemukolwiek. Należy, jak większość istot, do Leśnych Duchów.
"Specjalizacje? Będę tym, czym chcesz, żebym była."
Ukończyła trening konieczny, by być zdolną do starcia w szeregach wilczej armii. Nie powiem, żeby miała swój własny styl walki. Kopiuje zręcznie ruchy przeciwnika, aby wkrótce przejąć ofensywę, bądź też pozostać przy defensywie. Nigdy nie opracowała jakiejś specjalnej taktyki. Myśli na gwałt, planuje i odpowiada w trakcie starcia. Lubi kuć żelazo póki gorące, więc nie myśl, że jeśli kolwiek dostaniesz się w jej łapy... Wyjdziesz z tego obronną ręką. Choć w zasadzie otoczenie jest jej bronią i ogółem mówiąc potrafi do ataku i obrony wykorzystać niemal wszystko. Jakby nie patrzeć, najlepiej czuje się z ostrzem pod palcami. Nie ważne, czy jest to sztylet, miecz, topór, czy może kosa. Byle sieczne. A żeby jeszcze obustronne! Lynn znajdzie się w swym żywiole. Kombinacje, manewry i kolejki jakie tworzy w swym śmiertelnym tańcu, składają się na całkiem skuteczną machinę zagłady. Cięciem miecza z półobrotu skosiła kiedyś kolejno dwa kocie łby. To jej rekord. Dąży do tego, by go pobić. Wyczyn ten pozwolił jej cieszyć się jakże chlubnym mianem Tancerki Ostrzy. Co więcej, podobnie do kotów, lubi zabijać na odległość. Z jej zasługami taka profilaktyka jest wręcz wskazana. Nie robi tego jednak ni łukiem, ni magią. Bestia ta bowiem, specjalizuje się w rzutach nożami. Jej ulubieńcem, z całego niosącego zgubę arsenału, został wiele lat temu wierny towarzysz łaczki, Obsydian. Nie, nie. Nie mówię o istocie. Mowa o obusiecznym mieczu, który przekazał jej ojciec wraz z ukończeniem siódmych urodzin. Dlaczego właśnie "Obsydian"? To pytanie zadają sobie żyjący od wielu lat. W tajeminicy zdradzę, że drugiej takiej broni nie znajdziesz w całym Rzymie, a może i nawet na kontynencie. Cały sekret tkwi w jej wykonaniu. Na zlecenie rodziców, dla świeżo bytującej na świecie Dżumy, niemal z pierwszym jej oddechem wykuto go z obsydianowej skały, aby potem powlec żelazną powłoką. To jeden z niewielu podobnych eksperymentów.
Całkiem nieźle idzie jej skradanie się. Przez lata, nauczona doświadczeniami, wyrobiła w sobie względne poczucie równowagi, z którego na prawdę ciężko jest ją wytrącić. Chociażby z racji faktu, iż najpierw należaloby zbliżyć się do niej bardziej, niż na odległość paru łokci... Gorzej ma się umiejętność kamuflowania. Płomienna sierść odznacza się w terenie, że już o jarzmie błękitu płonącego w jej ślepiach nie wspomnę. Dlatego właśnie, preferuje ataki otwarte. Nie zwykła zachodzić od tyłu, mawia się, że to niegodne... Nigdy z frontu, byłaby widoczna. Szarży należy się spodziewać z każdej strony, poza wspomnianymi. Jeśli jednak zdarzy jej się wbić nóż w plecy, zgon jest niemal natychmiastowy. Zrywa ścięgna i szczerbi kości, wprawną ręką okręcając ostrze w mięśniach, tak jak robi się to z kluczem we wrotach. A jedyną i ostatnią rzeczą, jaką dane Ci będzie poczuć, pozostanie gorące tchnienie na karku...
"Nigdy nie baczyłam na to, co spotkało mnie w przeszłości.
Nie warto wspominać swądu palonej skóry, na twarzy stężałej bólem,
Nie warto wspominać swądu palonej skóry, na twarzy stężałej bólem,
Przyszłość z kolei jest niepewna.
Dlatego żyję chwilą..."
Urodziła się we śnie. Małe, chuderlawe ciałko nie zdradziło siły ducha tej niepozornej istoty. I choć szamani z rejonu spisali ją na straty, opiekunowie nie poddali się. W równonoc udali się ze szczenięciem do miejsca zwanego przez wilki Zagajnkiem Cieni, skrytego głęboko w leśnej głuszy. Tam modlili się żarliwie, by pomóc jedynemu dziecku wyrwać się z objęć Hadesu. Powołali się na Dusze Lasu. wiara ojca i łzy matki tonące w nadziei przelały czarę niedoli. Duchy ułaskawiły niemowlę, kładąc nań piętno. Jedna z opowieści głosi, iż to stąd wzięła się intrygująca barwa jej wejrzenia. A bezkres nieba, jaki się w nim rozciąga, w sercach wielu istnień budzi niepokój. Na tym wątpliwym fundamencie powstały legendy z kolei o domniemanym opętaniu Realynn przez różnorakie demony. Nic podobnego. To znak, że patroni przyrody czuwają nadeń w swej opiece.
Miała trzy siostry, a bynajmniej zanosiło się, ażeby miała je posiadać. Nigdy jednak nie utraciła statusu jedenaczki, oczka w maminej głowie. Od najmłodszych lat smakowała zarówno spartańskiego rygoru, jak i miłości ojcowskiej. Nawet ona nie wie, dlaczego wpojono jej wojowniczą zdolność, kolidującą tak znacznie z dworską etykietą, której zalążek pozostawiła w niej po sobie Hortensja. Wzrok was nie myli. Ta dzikuska dobrze wie, jak i kiedy powinna się zachować. A między uszami mogłaby nieść stos ksiąg. Wracając...
Trenowała pod bacznym okiem Narcyza, pełniącego zaszczytną funkcję porucznika. Ten przelał na nią całą swoją wiedzę, z odzwierciedleniem w praktyce. Matka małej Lynn była bliska załamania. Sądziła, że nie dla dziewczyny ubita ziemia i krwawe bitki. Chciała dla niej czegoś więcej. Ale nie mogła wiedzieć, że dla młodej nie było nic lepszego, poza urokami wojny. Dorastała, kwitnąc w ulubowaniu do cierpień żywota.
- Ból jest Twoim przyjacielem. Pamiętaj: jeśli go czujesz, to znaczy, że żyjesz. - Wpajał jej tata. Z tymże przekonaniem, wraz z nadejście siódmego roku poczuła się nader żywa. Narcyz zginął na froncie, jak to zawsze powtarzał za żywota... "W obronie ojczyzny" zginął. W skołowanym umyśle dziecka kłębiły się różne myśli. Ale właśnie wtedy pojęła, że teraz ona musi zaopiekować się matką, wejść w ojczystą skórę. Zresztą, obiecała mu to przy okazji jednego z polowań. Przyrzekła, że jeśli kiedykolwiek coś się stanie, zajmie się Hortensją. Była to kobieta niezwykle delikatna i wrażliwa. Pochorowała się z tęsknoty za mężem. A Lynn nic nie mogła na to poradzić. Niespełna rok potem została sama. Nie odczuła tego specjalnie, w życiu nie będąc specjalnie przez rodzicieli doglądaną. Pozostawiła dom rodzinny w zgliszczach, zaklinając się w duchu, że kiedy stanie na nogi, na powrót tchnie w niego dobrą energię. Jednak wtedy, czuła jedynie obezwładniający chłód, jaki bił od drewnianych ścian. Nie... To nie był już jej dom.
Nie było trudno przeżyć dziecku, mimo nietypowej urody. Wilki litowały się nad znajdą, a ona koczowała po tawernach i chatach, by potem rozpłynąć się w powietrzu. Żadna sielanka nie trwa wiecznie, mimo powszechnych przekoniań. Wojsko przyłapało ją na gorącym uczynku, w chwili w której podwędziła przypadkowemu mężczyźnie sakiewkę z pieniędzmi. Ale jakże trudno było im ją dopędzić! Próby spełzły na niczym, kończyły się fiaskiem jedna po drugiej. Diabelska latorośl stała się poszukiwana. A gdy nareszcie udało się ją pojmać, spotkano się z ostrym buntem i chłodem stali, tnącej ścięgna w przypadkowych szarpnięciach łapy. To dziwne, że tak drobna dziewczynka była w stanie utrzymać masyw żelaza i kamienia. Niecodzienny potencjał wyzierał z jej oczu, bił od niej niczym ciepło od palonego drwa. Tak rozpoczął się jej trening. Zamieszkała w barakach, by w przyszłości stać się maszyną do zabijania. Jakiś czas później poznała tam swoją przyjaciółkę, księżniczkę Mossheart. Wspierały się wzajemnie, w tych trudnych dla nich czasach. I razem wyruszyły na mozolną bitwę, która w swych żniwach odebrała im rodziny. Coś się stało. Coś je rozdzieliło. Możliwe, że bataliony zostały porozsyłane w inne strony kraju. Gdy wojna ujrzała swój kres, a ziemia nasiąkła wystarczająco szkarłatem krwi, Realynn znów zniknęła. Rozmyła się w eterze, egzystencję swą pozostawiając w łapach wieszczy. Dlatego nikt nie wiedział, czy poległa w bitwie, czy może zaszyła się gdzieś na dobre, chcąc wrócić do siebie. Hektolitry wytoczonej posoki odebrały jej zmysły, według obiegowej opinii, jaka zawisnęła w państwie nad tajemniczą sylwetką cichej zabójczyni.
Tymczasem ona powróciła do domu, gdzie po raz pierwszy zaczerpnęła powietrza. By móc odbudować go po latach, najęła się u pewnego rzezimieszka, początkowo stanowiąc łapy od brudnej roboty. Kontynuowała trening, a wędrując tak od zleceniodawcy do zleceniodawcy już jako asasyn, pochłaniała niezbędną wiedzę. Niezawsze godną. Zamoczyła opuszki swych łap w mrocznej magii, jednak nigdy jej nie praktykowała. Przez wzgląd na rodziców, bo zapewne poprzewracali by się w grobach. Jakby niedostatecznie już ich zawiodła.
Predyspozycje oraz umiejętności z czasem nabyte rozsławiły ją na cały Rzym. Nadały dziesiątki imion. Wysnuły parenaście ballad i baśni o jej odwadze... Słyszeliście zapewne o dwóch stronach medalu. Sława nie była tą pożądaną. Zmusiła samicę do ukrycia się. Zamaskowania wszelakich oznak bytu.
Ostatnimi czasy została odnaleziona przez Mossę. Ojczyzna znów jej potrzebuje, ale czy aby na pewno..? Czy znów przyjdzie jej mordować w obronie wilczej elity? Jeśli tak, przystanie na to z najdzikszą chęcią, ale póki co... Pozwólmy, by los przągł tę nić. Niech toczy się koleją rzeczy. Na to bowiem, nikt nie ma już wpływu. Pozostaje nam wierzyć, że odwleczemy nieuniknione. Pytanie, na jak długo?
Zastrzegam sobie prawo do modyfikacji karty.
No comments:
Post a Comment